W ciemności przemknęły trzy malutkie, białe światełka. Przecięły ją niczym miecz wykuty w najgłębszej jaskini, w najgorętszym ogniu, przez kowala o największej sile. Pozostawiając za sobą jedynie złudzenie migoczącej nici w powietrzu, zniknęły tak szybko, jak się pojawiły. Mrok znów ogarnął całą okolicę, nieprzenikniona czerń nie była rozświetlana nawet przez księżyc, który przesłaniały chmury.
Cisza nocy wypełniła powietrze w płucach wilka. Patrzył przed siebie, jakby widział dokładnie drogę na wprost. Lecz ścieżka rozmywała się, jakby coś niewidzialnego i mrocznego zamazywało ją. Drapieżnik siedział spokojnie, czekając na odpowiednią chwilę. Nie myślał, zdał się na instynkt. Wyostrzone zmysły oraz niemiłosierny głód kierowały jego ciałem i umysłem. Trwał nieruchomo, jakby wykuty z kamienia, lecz jego źrenice powiększały się i zmniejszały naprzemiennie. Nozdrza drgały nieznacznie, węsząc w nocnej mgle.
Jest.
Zerwał się i popędził niczym strzała w kierunku, z którego wiatr przywiał delikatny zapach ludzkiego ciała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz